Zmiany klimatu zaczynają się w naszych domach

Michał Rosiak

To, jak korzystamy z energii na co dzień – czym ogrzewamy dom, jakich urządzeń używamy, skąd pochodzi prąd – ma większe znaczenie, niż się wydaje. Dla środowiska, sieci elektroenergetycznej i naszego portfela. Oto zestaw wskazówek, co, jak i kiedy robić, żeby być częścią rozwiązania, a nie problemu. Żadnego ekopatosu, sama codzienność.

Co wspólnego ma klimat z tym, jak korzystamy z energii?

Ocieplenie klimatu to nie teoria – to fakt potwierdzony przez naukę. Średnia temperatura Ziemi rośnie. Za ten proces odpowiadają głównie gazy cieplarniane, takie jak dwutlenek węgla (CO₂), metan czy podtlenek azotu. Tworzą one swoistą "kołdrę" wokół planety, która zatrzymuje ciepło i zakłóca naturalną równowagę.

Choć klimat zmieniał się już wcześniej, to dzisiejsze tempo tych zmian jest bezprecedensowe i związane z działalnością człowieka. Gwałtowny wzrost emisji CO₂ rozpoczął się wraz z rewolucją przemysłową – spalanie węgla, ropy czy gazu w elektrowniach, transporcie i ogrzewaniu to główne źródła tego problemu.

Warto przy tym zauważyć, jak dużą rolę odgrywają nasze domy. Budynki zużywają około 40 proc. energii w UE i odpowiadają za ponad jedną trzecią emisji CO₂. To dużo – ale oznacza też, że właśnie tam możemy najłatwiej działać. Nasze codzienne decyzje – takie jak, czym ogrzewamy dom, jak korzystamy z prądu – realnie wpływają na klimat. Zmiana zaczyna się od nas.

W każdym domu są urządzenia, które zużywają energię, ale nie zawsze zdajemy sobie sprawę, które z nich są najbardziej energożerne – rzućmy zatem na to wszystko okiem.

AGD i RTV – wybory, które mają znaczenie

W naszych domach najwięcej prądu potrafi zjeść płyta indukcyjna – rocznie nawet 748 kWh¹, co przy średniej cenie (0,77 zł za kWh) daje ponad 570 zł. Niewiele mniej pochłania piekarnik elektryczny – ok. 496 kWh i opłata za energię rzędu 380 zł rocznie.

Lodówka klasy A++ (stosując stary podział na klasy energetyczne) to już nieco niższe zużycie, zwykle od 270 do 350 kWh, a to przekłada się na koszt od 208 do 270 zł rocznie.

Czajnik elektryczny zużywa mniej więcej 240 kWh, czyli 185 zł mniej w portfelu w skali dwunastu miesięcy. Zmywarka A++ to podobna kwota: 182 zł. Pralka w tej samej klasie to 143–200 kWh (110–154 zł), a odkurzacz – 156 kWh, około 120 zł rocznie.

Nawet telewizor 40-calowy potrafi zużyć 128 kWh (równowartość 99 zł), a komputer stacjonarny – ok. 139 kWh rocznie, a to już przekracza 100 zł.

Jak widać, po zsumowaniu tych wszystkich kilowatogodzin, kwota na rachunku może przyprawić o niemały ból głowy. A przecież w dobie inflacji, ciągłego wzrostu cen i niepewnej sytuacji gospodarczej każda złotówka powinna się liczyć. I dla większości z nas rzeczywiście się liczy.

¹ Dane: https://fotowoltaika-energia.pl/co-zuzywa-najwiecej-pradu-ranking-energochlonnych-urzadzen

Ogrzewanie i chłodzenie – ciepło ucieka z nawykami

Ogrzewanie to jedna z największych pozycji w domowym zużyciu energii, szczególnie zimą. Nieszczelne okna, brak izolacji dachu czy przegrzewanie pomieszczeń to najczęstsze przyczyny strat. Obniżenie temperatury w domu o zaledwie 1°C może ograniczyć emisję CO₂ nawet o 300 kg rocznie.

Latem z kolei coraz więcej właścicieli domów/osób sięga po klimatyzację – a to także ogromny pobór energii. Wietrz krótko i intensywnie, zamiast zostawiać uchylone okna przy włączonym ogrzewaniu czy chłodzeniu.

Oświetlenie – mała rzecz, duży efekt

Zamiana tradycyjnych żarówek na LED-y to podstawowa decyzja. Ale równie ważne jest wyłączanie światła tam, gdzie nikt nie przebywa. Również wpuszczanie naturalnego światła do wnętrz – to bezpłatna i najbardziej ekologiczna forma oświetlenia.

Tryb czuwania – ukryty pożeracz energii

Telewizor, komputer, dekoder, ładowarki – większość urządzeń pobiera prąd, nawet gdy ich nie używasz. Taki "stand-by" potrafi stanowić nawet 10 proc. domowego zużycia energii! Rozwiązanie? Wyłącz z gniazdka to, czego nie używasz – albo korzystaj z listew zasilających z wyłącznikiem.

Konsekwencje dla środowiska i domowego budżetu

Każda kilowatogodzina prądu czy ciepła zużywana w naszych domach – szczególnie, jeśli pochodzi z węgla – zostawia po sobie ślad. Dosłownie. Emisje dwutlenku węgla i innych gazów cieplarnianych z milionów gospodarstw domowych tworzą wspólnie tzw. ślad węglowy sektora mieszkaniowego. W Polsce ten ślad jest wyjątkowo wysoki, bo nasza energetyka nadal w dużej mierze opiera się na spalaniu węgla kamiennego i brunatnego.

Skutki widać coraz wyraźniej – również tu, na miejscu. Coraz cieplejsze lata, intensywniejsze burze, długotrwałe susze czy lokalne podtopienia nie są już wyjątkami, lecz nową codziennością. Te zjawiska nie tylko zagrażają przyrodzie i rolnictwu, ale także mogą zaburzyć działanie infrastruktury – w tym dostaw energii. W Polsce średnia temperatura wzrosła już o 1,7°C w ciągu ostatnich 70 lat, a straty spowodowane przez gwałtowne zjawiska pogodowe szacuje się na około 9 miliardów złotych rocznie.

Ale skutki nadmiernego zużycia energii to nie tylko problem klimatyczny – to też sprawa bardzo przyziemna: koszty. Każda kilowatogodzina, której nie potrzebujemy, a mimo to zużywamy - kosztuje!. To pieniądze, które dosłownie uciekają nam z portfela. Nieefektywne nawyki, złe ustawienia ogrzewania, niepotrzebnie włączone urządzenia – to wszystko przekłada się na wyższe rachunki.

Rozsądne korzystanie z energii to realne oszczędności. Takie połączenie ekologii i ekonomii może być silnym impulsem do zmiany zachowań i przyzwyczajeń – szczególnie dla tych, którzy liczą każdą złotówkę. Dla wielu seniorów czy rodzin z dziećmi odkładanie pieniędzy jest równie ważne co troska o planetę. I dobrze – bo w tym przypadku jedno idzie w parze z drugim.

Elastyczne podejście do zużycia energii

OK, znamy już czarną listę domowych pożeraczy prądu. Wiemy też, że warto czasem dać im odpocząć. Bo ekologia, bo portfel. Argumenty są nie do podważenia. Ważna jest jednak nie tylko wiedza, kiedy je wyłączać i dlaczego, ale też kiedy należy je uruchamiać.

Kiedyś pobieraliśmy prąd z sieci i tyle – działało się według zasady: "zużywam, kiedy potrzebuję". Ale dziś sytuacja wygląda inaczej. Coraz więcej energii pochodzi z odnawialnych źródeł, takich jak słońce czy wiatr, a to oznacza jedno-produkcja energii nie zawsze pokrywa się z momentem, w którym jej najbardziej potrzebujemy.

Dlatego coraz więcej mówi się o tzw. elastycznym zużyciu energii. To podejście, w którym nie tylko elektrownie dopasowują się do potrzeb odbiorców, ale i odbiorcy – czyli my – dopasowują się do możliwości systemu. Elastyczność jest tym ważniejsza, im więcej jest energii ze źródeł odnawialnych. Pracują one w zależności od warunków pogodowych, a coraz częściej zielonej energii jest znacznie więcej niż potrzebują odbiorcy. To okazja dla tych, którzy mogą wykorzystać prąd ze źródeł odnawialnych. Brzmi skomplikowanie?

W praktyce chodzi o to, by np. uruchamiać pralkę, ładować samochód elektryczny czy ogrzewać wodę w odpowiednich porach doby - przede wszystkim wtedy, gdy jest największa produkcja energii ze źródeł odnawialnych, a także w nocy, gdy zapotrzebowanie na prąd jest najniższe. Coraz popularniejsze są domowe magazyny energii, które warto ładować właśnie w tych godzinach. Formą magazynu może być także popularny bojler, który wykorzystuje energię elektryczną do ogrzania i przechowania wody.

Takie działanie ma swoją nazwę: DSR – Demand Side Response, czyli aktywna reakcja odbiorców na sytuację w sieci energetycznej. Może to być:

●    przesunięcie zużycia w czasie (np. zamiast o 18:00 – o 22:00),

●    ograniczenie zużycia w godzinach największego zapotrzebowania,

●    zwiększenie zużycia, gdy produkcja energii ze źródeł odnawialnych jest najwyższa.

Przekształcamy się więc z pasywnych odbiorców energii w aktywnych uczestników systemu, którzy mają realny wpływ na to, jak działa cała sieć. To nie tylko wsparcie dla środowiska – to także konkretne oszczędności dla naszego portfela. Elastyczne zużycie energii to gra, w której wszyscy wygrywają – Ty, system energetyczny i planeta.

Gdzie sprawdzić prognozy energetyczne? Wystarczy sięgnąć po bezpłatną aplikację Energetyczny Kompas.

Kiedy prąd jest "brudniejszy" i droższy?

Nie każda kilowatogodzina prądu jest taka sama – czas, w którym jej używamy ma znaczenie. W ciągu doby zapotrzebowanie na energię zmienia się falami. Najwięcej zużywamy rano i wieczorem – to tzw. godziny szczytu, kiedy budzimy się, pracujemy, gotujemy, oglądamy telewizję, włączamy czajniki itp. Wtedy sieć energetyczna jest najbardziej obciążona.

W takich momentach, żeby zaspokoić ogromny popyt, uruchamiane są droższe i bardziej emisyjne elektrownie. To oznacza wyższą cenę prądu i większy wpływ na klimat. Ograniczenie zużycia w tych godzinach to zatem:

●    niższe rachunki (zwłaszcza przy taryfach dynamicznych czy dwustrefowych),

●    mniejsza emisja CO₂ – bo mniejsze zapotrzebowanie na "brudną" energię,

●    większe bezpieczeństwo systemu – nie ma potrzeby uruchamiania najstarszych bloków w elektrowniach.

Z kolei w tzw. dolinach zapotrzebowania – w nocy, wczesnym popołudniem, w weekendy – zużycie prądu jest niższe. Wtedy energia bywa tańsza i często "czystsza", bo może pochodzić z odnawialnych źródeł (jeśli akurat świeci słońce lub wieje wiatr) albo z mniej emisyjnych elektrowni.

W praktyce oznacza to jedno - warto przesuwać energochłonne czynności na godziny pozaszczytowe. Zmywarka, pralka, ładowarka do auta – jeśli mogą poczekać do nocy czy weekendu, warto to wykorzystać. To prosta zmiana, która silnie wspiera zieloną transformację.